sobota, 26 grudnia 2015

[Uruha x Ruki] Wrong Choice (OneShot)





            Upijam łyka z butelki, powoli odczuwając skutki swojej alkoholowej libacji. Powinienem być w trakcie komponowania nowej piosenki. Powinienem. Jednak mój postęp był wręcz zerowy, biorąc pod uwagę fakt, że termin zbliża się nieubłaganie. Za dwa tygodnie mam spotkanie z zespołem, na którym mam pokazać to, co stworzyłem. Ale nie mogę. Moje myśli wirują w kółko. Śmierć – to wszystko, o czym potrafię myśleć.


            Trójka. To liczba osób, które zgięły blisko mnie w przeciągu pół roku. Nie byłeś mi najbliższą osobą, ale jednak. Wciąż chcę cię zobaczyć. Ale już cię nie ma. Już nigdy nie będzie mi dane oglądać twojego pogodnego uśmiechu lub kryształowych łez spływających po twoich policzkach. Oddałbym wszystko, by cię przywrócić. Nawet własne życie. Oddałbym je dla wszystkich tych, których straciłem.


            Miałeś piękną przyszłość przed sobą. Posiadałeś wszystko, o czym każdy mężczyzna marzył. Kochającą żonę, uroczą, trzyletnią córeczkę, stałe stanowisko w pracy, zainteresowania, pasje i pełno przyjaciół. Chciałeś tej przyszłości. I przyjmowałeś, witałeś ją z uśmiechem na twarzy.


            A ja? Moje życie to niekończące się cierpienie. Chciałem się zabić mnóstwo razy. Nie chcę żyć. Dlaczego? Dlaczego nie ja? Dlaczego nie ten, który nie chce być już częścią tego popieprzonego świata?


            Istnieje kilka powodów, które wciąż mnie tutaj trzymają. Jednym z nich jest cierpienie. Cierpienie, które przeżywałem mnóstwo razy. Nie chcę, żeby inni odczuwali go z mojego powodu. Nawet jeśli rezultatem każdego, przeżytego przeze mnie dnia jest ból.


            To brzmi tak żałośnie i egoistycznie nawet dla mnie. Dlaczego narzekam skoro inni mają o wiele gorzej ode mnie? Ale jestem chory. Nie widać tego gołym okiem. Mentalnie chory. I ta choroba mnie powoli zabija. Prawie tak powoli, jak papierosy, które rozpaczliwie palę, by umrzeć szybciej. Tak, palę, by w końcu zdechnąć. Smutne, wiem.


            Przerywam bezczynne gapienie się na wyświetlacz komputera. I tak moje „pisanie” od początku skazane było na klęskę. Człapię beznamiętnie do kuchni i chwytam piwo w dłoń. Wiem, że nie powinienem. Nie wypełni to pustki, którą w sobie noszę. Nic jej nie wypełni. I wierzcie mi, próbowałem.


            Westchnienie wydobywa się z moich ust, a ja powoli wracam do salonu. Co za bałagan… Ale dlaczego miałbym się trudzić sprzątaniem? Jakoś nie zapraszam ludzi do siebie, by cieszyli się moim cudownym towarzystwem.


            Na stole prócz brudnych skarpetek i czasopism widnieje moja stara przyjaciółka, której próbuję za wszelką cenę unikać. Wódka. W połowie pusta z powodu mojej ostatniej popijawy. Wpatruję się w tę wręcz hipnotyzującą gorycz, starając się podjąć decyzję czy chcę iść tą samą drogą, co wtedy. Ostatnio, gdy piłem ten trujący napój wylądowałem w szpitalu. To nie jest bezpośrednio jej wina, ale wódka dziwnym trafem sprawia, że wszelkie granice, jakie posiadam, nagle znikają.


            Wspominając moje doświadczenia z tego dnia, sprzeciwiam się pokusie i kieruję się resztkami zdrowego rozsądku. Naprawdę powinienem wylać tę truciznę do zlewu, ale wiem, że nie mogę. Prawdę mówiąc, lubię od czasu do czasu stracić samokontrolę. Dlatego też trzymam żyletkę w portfelu. Nie używam jej od lat, jednak nie zamierzam się jej pozbyć. Tak na wszelki wypadek.


            Zegar tyka w tle, mówiąc mi, że marnuję swój jakże cenny czas. Rzucam się na zniszczoną kanapę. Każdy, kto miał przyjemność ją ujrzeć, kazał mi ją wyrzucić. Dlaczego miałbym się tym przejmować? Nie jest taka zła. Jest całkiem użyteczna. W przeciwieństwie do mnie.


            Niespodziewane pukanie budzi mnie z moich rozmyślań. Sprawdzając godzinę, zastanawiam się, kto zamierza zaszczycić mnie swoją obecnością.  Było już po północy. Ponowne dobijanie zrywa mnie na nogi, ale jeszcze nie otwieram drzwi. Muszę się przygotować. Założyć na siebie maskę szczęśliwego człowieka. Nie mogę nikomu pozwolić, by dowiedział się, że wcale nie jestem taki wesoły. Że mam problemy. Nikt, nawet zespół, nie wie o mojej „chorobie”. I niech tak zostanie… Kilka głębszych wdechów i otwieram, uśmiechając się.


            Nie miałem żadnych podejrzeń, co do tego, kto mógł mi o tej porze przeszkadzać w przepijaniu swojego żalu, jednak widok Takanoriego niemało mnie zaskakuje. Uśmiecha się do mnie trochę zakłopotany.


            „Cześć. Przepraszam, że nachodzę cię tak późno, ale naprawdę chciałem cię zobaczyć.” Takanori wciąż się uśmiecha i przenosi ciężar swojego ciała z nogi na nogę, jakby oczekując, że go wpuszczę. Czego, swoją drogą, nie chciałem zrobić.


            „W porządku, ale jest naprawdę późno, więc miejmy to z głowy… Czego chcesz?” Staram się brzmieć przyjaźnie, ale z jego twarzy wyczytuję, że nie bardzo mi się to udaje. Takanori wydaje się nieco zaskoczony, jednak wciąż zdeterminowany.


            „Etto… Czy moglibyśmy porozmawiać w środku?” Oto jest. Pytanie, na które bardzo nie chcę odpowiedzieć „tak”, ale jednak przesuwam się i wpuszczam go do „mojej pieczary”.


            Takanori rozgląda się wyraźnie ciekawy, a ja zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy go tutaj nie było. Moje mieszkanie nie jest przestronnym, nowoczesnym apartamentem, jak jego. To całkowite przeciwieństwo jego lokum. Posiadam tylko niezbędne meble; kanapę, mały stolik, stary telewizor, sprzęt do pracy i łóżko. Jest i szafa na ubrania, ale i tak jej nie używam, co oznacza, że wszystko w moim mieszkaniu pokryte jest ciuchami. Czystymi i tymi mniej czystymi. Jest to również dobry powód, by nikogo tu nie zapraszać.


            „Prawdę mówiąc, nie to się spodziewałem zobaczyć. Zawsze zastanawiałem się, jak mieszkasz i nie to sobie wyobrażałem.” Takanori śmieje się, próbując rozluźnić napięcie. Chyba nie muszę mówić, jak bardzo mu to nie wychodzi?


            „Powiedz mi po prostu, po co tutaj jesteś. Właśnie kładłem się do łóżka.” Kłamię, co jest oczywiste, ponieważ mój komputer wciąż jest włączony, a ja mam na sobie dzienne odzienie.


            „Tak, tak…” Wzdycha. „Przejdę do sedna. Martwię się o ciebie. Zazwyczaj, gdy komponujesz piosenkę, prosisz o spotkanie. O moje zdanie, o pomoc lub po prostu chcesz pogadać. A nie widziałem cię od miesiąca. Tak naprawdę chcę ci zadać jedno pytanie… Czy wszystko u ciebie w porządku?”


            Patrzę na niego przez chwilę, nic nie mówiąc. Staram się wymyśleć jakąś porządną odpowiedź. Ma skubany rację. Robię to za każdym razem, gdy tworzę coś nowego. Nie jest zaskoczeniem dla nikogo, że jestem perfekcjonistą i opinia innych jest dla mnie bardzo ważna.


            „Ja… Ja po prostu mam już wszystko idealnie zrobione i nie potrzebowałem tym razem pomocy.” Znowu kłamstwo. Czekam na to, aż mój krótszy przyjaciel przyjmie tę odpowiedź do swojej wiadomości. Nie mam zamiaru mówić mu, że nic, zupełnie nic nie jest gotowe, a zamiast piosenki mam kilkanaście pustych butelek po piwie i pełną popielniczkę.


            „O-kej…”


            Zapada między nami nieprzyjemna cisza. Ani ja, ani on nie wiemy co powiedzieć. Chcę, żeby wyszedł. Chcę kontynuować swoje rozmyślanie i chcę wypić może trochę więcej piwa. Zdecydowanie więcej piwa.


            Gdy tak sobie marzę o alkoholu, Takanori mnie zaskakuje i wtula się we mnie. „Przepraszam, po prostu się martwiłem.”


            Stoimy tak. On mnie przytula, ja nie odwzajemniam tego gestu. Nie rozumiem, co się dzieje. Powstrzymuję łzy. Nie mogę pokazać, jaki jestem słaby. Jakie smutne i samotne jest moje życie. Nie udaje mi się powstrzymać łez, modlę się tylko, żeby Takanori nie zauważył, że płaczę. Wszystko jest w porządku, dopóki moim ciałem nie wstrząsa szloch, a Takanori unosi głowę, by spojrzeć na mnie.


            „Co się stało?”


            Nie patrzę na niego. Wlepiam swój wzrok w jakiś punkt przed sobą, chcąc by wszystko zniknęło. Takanori, moje uczucia, cierpienie, mieszkanie, moje życie. Nagle jego drobna dłoń przylega do mojego policzka i ociera moje łzy.


            „Hej, Kouyou, jestem twoim przyjacielem. Możesz zawsze ze mną porozmawiać, jeśli coś jest nie tak.” Takanori puszcza mnie, by zrobić krok w tył i przyjrzeć mi się. Zapewne zauważa moje zapadnięte policzki, zmęczone oczy i niechlujny wygląd. „Naprawdę wyglądasz jak gówno.”


            Nie wiem, co robić. Nie chcę prowadzić tej konwersacji, nie chcę być w tej sytuacji. Chcę, żeby ten mały człowiek, którego nazywam przyjacielem zniknął. Chcę kontynuować swoją samotną popijawę.  Takanori nie może mi pomóc. Nikt nie może. Lekarze, przyjaciele, kochankowie – wszyscy ci ludzie próbowali. Ale to było dawno temu. Teraz nie chcę, by ktokolwiek się do mnie zbliżał. Wszyscy tylko cierpieliby. Lub umarliby. Pamięć o moich zmarłych przyjaciołach powraca do mnie. Przegrywam. Moje nogi się poddają i upadam na podłogę, zanosząc się płaczem.

Cała ta beznadzieja wraca do mnie. Czuję się taki mały i bezbronny. Zawsze powstrzymuję łzy, mając je za oznakę słabości. Ale, gdy inni płaczą, mówię, że to w porządku. Nie jestem zbyt logiczną osobą.

Takanori kuca obok mnie i klepie mnie pocieszająco po plecach. Nie wiem, ile to już trwa. Szczerze, nie obchodzi mnie to. Pozwalam, by wszystkie moje uczucia zalały mnie, jak potężna fala. Chcę przestać. Nie chcę pokazywać Takanoriemu, jaki jestem kruchy. Cały zespół ma we mnie starszego brata. Nie chcę niszczyć tego wizerunku.

Minuty mijają, a my wciąż tak siedzimy. Moje łzy znikają, a szloch ucicha. Aż czuję w powietrzu, że Takanori szuka odpowiednich słów, by spytać mnie, dlaczego tak nagle wybuchnąłem. Co w moim życiu może być tak straszne, że doprowadziło mnie to do takiego stanu. Chcę spojrzeć na jego twarz, wiedzieć o czym myśli. Ale jestem przerażony tym, co mogę na niej zobaczyć. Rozczarowanie? Nie chcę tego widzieć. Tego, czego najbardziej się obawiam – rozczarowania moich przyjaciół. Przez lata straciłem ich całe mnóstwo. Zostałem wyobcowany nawet przez rodzinę.

W końcu zdobywam się na odwagę i patrzę na niego. I szczerze mówiąc, nie tego się spodziewałem. On również płacze. Dlaczego nie szczędzi łez? To nie ma sensu. Wpatruje się w ścianę, unikając mojego wzroku. Po prostu cicho szlocha wraz ze mną. Po chwili spogląda na mnie. Widzę w jego oczach więcej, niż mógłby kiedykolwiek powiedzieć. Smutek, zmartwienie, troska i coś, czego nie potrafię nazwać.

„Dlaczego płaczesz?” Pytam ochrypłym głosem.

„Nie wiem, co sprawiło ci tyle smutku, ale i mnie to boli.” Takanori patrzy prosto w moje oczy. Czuję się niekomfortowo, jakby mógł on widzieć wszystko, co staram się ukryć. „Ale jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, zawsze możesz mi powiedzieć…”  Czuję, że chce, bym się przed nim otworzył, ale nie mogę tego zrobić. To byłby koniec naszej przyjaźni. Koniec the GazettE. Kazałby mi się leczyć. Oddać się w ręce lekarzy, którzy i tak nic nie zrobią. Próbowałem wszelkich rodzajów terapii i leków, ale nic nie sprawiło, że mój ból odszedł. To uświadomiło mi, że naprawdę próbowałem już wszystkiego.

„Może pewnego dnia ci powiem.” Biorę głęboki wdech, uspokajając się. „Czy o tym chciałeś porozmawiać?”

Takanori wygląda na przytłoczonego tą sytuacją. Najpierw płakałem na podłodze, a teraz mówię, jakby nic się nie stało. W pewnym sensie go rozumiem. Również byłbym zmartwiony i zagubiony. Ale nie mogę mu nic powiedzieć. W swoim czasie dowie się, o co mi chodzi.

„Etto… Myślę, że tak. Zastanawiałem się tylko, czy wszystko u ciebie w porządku.”

„Będzie w porządku, nie martw się o mnie. Potrzebowałem po prostu dać upust swoim emocjom.” Obdarzam go uspokajającym uśmiechem, ale nie wiem, czy mi wierzy. Wstajemy z podłogi, a on podchodzi do drzwi.

„Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić i opowiedzieć mi o swoich problemach.”

„Jeśli miałbym ci coś ważnego do powiedzenia, zrobiłbym to od razu.” Oczywiste, że mi nie wierzy. Takanori nie jest głupi, ale mimo wszystko uśmiecha się i po chwili odchodzi. Jest jasne dla nas obu, że coś ze mną nie tak. Jednak nie naciska na mnie więcej. Może po prostu chce zaczekać, aż sam się otworzę? I wiem, że stanie się to szybko, ponieważ wpadłem właśnie na plan, który ma wszystko naprawić.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuję się jakby szczęśliwy. Udaję się do komputera i zaczynam pisać. Zajmuje mi to resztę nocy, ale rano piosenka jest prawie gotowa. Jest jeszcze wiele do zrobienia, jednak mam czas. Prawie dwa tygodnie.

Kolejne dni mijają mi szybko. Plan jest w pełni dopracowany i mam zamiar go urzeczywistnić. To niesamowite uczucie, kiedy jak na dłoni masz wypisany swój cel. Gdy cała reszta jest gotowa siadam przed komputerem z gitarą w ręku. To czas na skończenie mojej piosenki. Włożyłem w nią całe swoje serce. Musi być idealna. Nie mam zamiaru dzwonić do Takanoriego, czy do kogokolwiek innego, by usłyszeć ich opinie. To moje dzieło, dlatego muszę wszystko zrobić sam.

Piosenka jest skończona, jak i wszystko inne. Jutro odbędzie się spotkanie z zespołem. Wszystko układa się zgodnie z planem. Dzisiejszy dzień należy do mnie. Mam zamiar zrobić wszystko, na co miałem ochotę w zaciszu swojego domu. Jest to gówniany dom. Ale jest mój. I to mi się w nim podoba.

Moja stara przyjaciółka, która siedzi na stole od razu rzuca mi się w oczy. Owszem, posprzątałem, ale została mi jedna rzecz, której nie chciałem wyrzucić. Z uśmiechem na twarzy sięgam po wódkę i upijam sporego łyka. Alkohol pali mój przełyk, ale to całkiem przyjemne uczucie.  Drugi łyk nie ma tak mocnego efektu, co pierwszy, ale powoli odczuwam działanie tego napoju. Po raz kolejny piję i siadam na kanapie. Rozglądam się po moim wysprzątanym mieszkaniu z dumą.

Na stole znajdują się potrzebne mi „przybory” na ten wieczór. List, wódka, plastikowa torba, przestarzałe tabletki i żyletka. Obok nich stoją fotografie. Moja rodzina, zespół, starzy przyjaciele i kochankowie. Dzięki tym ludziom doszedłem tak daleko, ale to już koniec. Tyle przeżyłem, ale pora to zakończyć. Uśmiechając się do zdjęć chwytam żyletkę.

Przez chwilę tylko wpatruję się w ostrze. Tyle czasu sprzeciwiałem się pokusie. I po co? Pomagało mi to, czułem się lepiej. Wiem, że większość ludzi tego nie rozumie, ale było to coś, co kochałem.

Mam na sobie tylko bokserki, więc ułatwia mi to dostęp do ud. Wielu się zastanawiało, czemu nie noszę już tych krótkich spodenek. Odpowiedź jest dziecinnie prosta – ciąłem się. Swego czasu tego żałowałem. Ale nie teraz.

Minęło wiele lat od czasu, gdy po raz ostatni przyłożyłem żyletkę do swojego ciała. Czuję jednak, jakby to było wczoraj. Przyciskam ją mocniej i przejeżdżam ostrzem po skórze. To uczucie jest wspaniałe, uzależniające i nawet lepsze, niż je zapamiętałem. Kładę rękę na kanapie. Krew biegnąca przez moje żyły – czuję ją. Nie czekając, robię dwa, głębsze cięcia. Kanapę zalewa szkarłat, niszcząc ją doszczętnie.

Mam swoją chwilę euforii, ale czas zakończyć tę zabawę. Sięgam po tabletki. Są już dawno przeterminowane, ale to przeszkadza mi najmniej. Wraz z przekroczeniem daty ważności zmieniły się w truciznę. To nawet i lepiej. W końcu łykam je wszystkie i popijam resztą wódki.

Kolejny krok jest trochę trudniejszy. Z trudem zaciskam na szyi plastikową torebkę. Zostaje mi około pół godziny, zanim się uduszę. Postanawiam to przyspieszyć. Z determinacją przyciskam brzytwę do lewego nadgarstka. Kiedyś bałem się ciąć tam, gdzie ktoś mógłby zobaczyć blizny. Teraz nie ma to znaczenia. Jeżdżąc żyletką wzdłuż żył zostawiam trzy głębokie rany.

Skończone. Pozostaje mi teraz tylko czekać. Spoglądam na swój nadgarstek, widząc warstwy swojej skóry i tkanki. Wszystkie trzy cięcia mają po parę centymetrów, pozwalając krwi swobodnie opuszczać moje ciało. Moja wizja powoli zanika i nie mogę patrzyć już na ten szkarłat, dlatego poddaję się i zamykam oczy. Czuję swoje tętno. Wspaniałe uczucie.

Nie wiem, jak długo już tak siedzę, ale w moich myślach pojawiają się wątpliwości. Co, jeśli to nie zadziała? Co, jeśli to nie zadziała i skończę sparaliżowany na resztę życia? Nie mógłbym wtedy grać już na gitarze. Nie mógłbym prowadzić „normalnego” życia. Panika zalewa moje najebane ciało. Do teraz miałem pewność, że ten wybór jest słuszny. Ale co, jeśli się myliłem? Wciąż mogę naprawić swoje życie. Być szczęśliwym człowiekiem, znaleźć sobie kogoś…

Nagle przez myśli czmycha mi Takanori. To, jak płakał z powodu mojego bólu. I to uczucie w jego oczach, którego nie potrafiłem nazwać. Teraz już wiem. To była miłość. Nie wiem czy do przyjaciela, czy do kochanka, ale jednak. Miłość. Przeznaczona tylko mi. Chcę porozmawiać z Takanorim. Nieważne, jakimi dokładnie uczuciami mnie darzył. Warto było jednak dla nich żyć. Ból, który czułem na pogrzebie moich przyjaciół… Nie chcę, by ktoś go przeżywał. Nie z mojego powodu. Było tyle rzeczy, dla których warto było walczyć. I jakimś cudem o nich zapomniałem. Aż do teraz.

Próbuję unieść swoją „zdrową” rękę. Jestem jednak za słaby. Nagle czuję,  jak torba zaciska się na mojej szyi. Nie mogę oddychać. Nie chcę umierać. Moja świadomość powoli odpływa, wraz z moją krwią. Dokonałem złego wyboru.

Nagle słyszę. Pukanie. Gdzieś daleko. Albo blisko. Nie jestem w stanie tego stwierdzić.

„Kouyou!”

Przy drzwiach. Jestem pewien.

„Kouyou, otwórz drzwi! To ja, Takanori!”

Takanori jest tutaj. On mnie uratuje. Wciąż mam szansę wszystko naprawić.

„Chciałem się tylko upewnić, że wszystko w porządku. Ale zobaczymy się jutro. Prawda?”

Po prostu otwórz te cholerne drzwi. Proszę. Wyciągnij, uratuj mnie z tego gówna.

„W porządku. Widocznie nie chcesz rozmawiać lub nie ma cię nawet w domu, a ja krzyczę jak idiota do drzwi. Do zobaczenia jutro.”

Nie… Nie odchodź. Proszę.

„Po prostu za tobą tęsknię. Wszyscy tęsknimy.”

Nie możesz mnie opuścić. Nie teraz.

… To nie był słuszny wybór. Nie chcę umierać.




            

2 komentarze:

  1. Eeech?!
    Jak mogłaś zabić kaczka D:?!
    To okrutne ;_;! Liczyłam, że Ruki zginie :x
    Nie lubię takich ficków ._. W sensie, ze smutnym zakończeniem. Rozmyślania, przeżycia wewnętrzne bohatera to coś niesamowitego. Lubię cyztać o tym co sie dzieje w czyjejś głowie. Poniekad to pasjonujące. (chcoiaz powieści czysto psychologicznych znowuż nie trawię xd... Ach dziwny Midziak...) I dałabym wielkiego plusa... Nawet mimo to iż jest to Uruki, którego nie trawię.
    Ale zabiłaś mi kaczka ;__; ...
    Wiec bedzie tylko mały plusik.
    Nie mniej jednak czekam na nastepne pozycje.

    Powodzenia i weny!
    ~xMidziak

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne niewiem co powiedzieć *-* <3

    OdpowiedzUsuń